Geoblog.pl    michalfutyra    Podróże    Tajemnicze miasta Azji Południowo - Wschodniej    Penang - I poprosiłem Pana naszego :”Boże daj Chrześcijanom tej ziemi milion egzemplarzy Pisma”
Zwiń mapę
2011
29
sie

Penang - I poprosiłem Pana naszego :”Boże daj Chrześcijanom tej ziemi milion egzemplarzy Pisma”

 
Malezja
Malezja, Penang Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 949 km
 
Wspólnota chrześcijańska na wyspie Penang nie przekracza dwustu osób. Prawdziwa liczba nie jest dzisiaj dokładnie znana, gdyż ci, którzy chcieli pozostać wierni swojej religii, a którzy jednocześnie nie mieli wystarczająco dużo odwagi w sobie aby oficjalnie praktykować, wolą spotykania w zaciszu domowego kąta.

Religia Europy dotarła na Penang po raz pierwszy wraz z Portugalczykami, rozszerzającymi swoją dominację w Azji Południowo – Wschodniej. Jednakże wypierani przez inne potęgi kolonialne, szybko zabrakli katolicyzm na swoje łodzie i odpłynęli na północ. Widocznym dzisiaj śladem misjonarskiej działalności Portugalczyków, jest kościół pod wezwaniem świętego Piotra, który mimo wielu burzliwych dziesięcioleci na wyspie, pozostał nienaruszony.

Walkę o ten skrawek ziemi toczyli z Portugalią Anglicy. Synowie Albionu zdawali sobie sprawę, iż po Singapurze i Malakce, to właśnie Penang pozwala kontrolować tranzyt morski azjatyckich dóbr, płynących do Bliskiego Wschodu i dalej ku Europie.
Z misją ekspedycyjną z Anglii wyruszył równie doświadczony, co bezwzględny kapitan Francis Light. Urodzony w deszczowym Suffolk, słynął Light z oddanej służby Koronie i religijnej gorliwości.

Późnego lata 1734 r. grupa kilkunastu marynarzy Light’a przepuściła atak na niczego nie spodziewający się garnizon portugalski, odnosząc bezpardonowe zwycięstwo. Po kilkunastomiesięcznej okupacji militarnej Penang, Wright rozpoczął budowę pierwszych budynków mieszkalnych, które z czasem miały się przerodzić w miasto Georgetown.
Dzisiaj, pomiędzy budynkami miejskiego sądu i kolonialnej wierzy zegarowej z 1883 roku, otoczony zielonym ogrodem, stoi protestancki kościół. Biała, oszczędna w formie fasada budynku. Na szczycie kościelnej dzwonnicy, widnieje złoty krzyż. Wszystko razem wzięte, przywodzi na myśl obrazek ze starego filmu o kolonialnych czasach.

Malezja, w znakomitej większości muzułmańska, od lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku prowadzi nieoficjalną politykę dyskryminacji każdej religii, innej, niż islam. Taki stan rzeczy wyniknął po części z faktu, iż kraj po zdobyciu niepodległości w 1957 roku, zaczął tracić własną tożsamość narodową. Miliony Chińczyków uciekających przed totalitarnym reżimem Mao, zapuściło tutaj korzenie. Bardzo szybko liczba ludności pochodzenia malajskiego w stosunku do chińskich imigrantów, wyniosła zaledwie jeden do trzech. Ówczesny premier Mahatir postanowił za wszelką cenę obronić malajskość w swojej pierwotnej formie. Najbardziej oczywistym i w zasadzie jedynym sposobem na to, było zwrócenie ku restrykcyjnemu islamowi. Swobodne sarongi odsłaniające dotąd kobiece ramiona, zastąpiono dwuczęściowymi czadorami. Swobodni obyczajowo mężczyźni, zaczęli regularnie uczęszczać do meczetów. Dzieci chińskiego pochodzenia zostały odseparowane od swoich malajskich rówieśników i wysłane do osobnych szkół. Cały dotychczasowy stan rzeczy został wywrócony do góry nogami. Ostrze miecza wymierzone w Chińczyków, zwróciło się również przeciwko chrześcijanom. Wszyscy Ci, którzy wierzyli w trójosobowego Boga prezentowali dawny, europejski i znienawidzony porządek. I mniejsza o to, że wielu z chrześcijan urodziło się w Malezji, żyło i lojalnie pracowało na rzecz umocnienia nowego, malezyjskiego państwa.

W niedzielę na poranne nabożeństwo do kościoła Świętego Grzegorza Diecezji Anglikańskiej Zachodniej Malezji zjechała z całej wyspy grupa kilkunastu osób. Wystarczy rzut oka, aby zdać sobie sprawę z wielokulturowej społeczności, która spotyka się wewnątrz. Chińczycy, Hindusi, kilku Malajczyków i zaledwie garstka europejczyków. To oni tchną życie i nadają sens istnieniu parafii. I jeszcze ksiądz, który nagabywany o pochodzenie (z wyglądu Hindus) odpowiada lakonicznie, iż z pochodzenia jest dzieckiem bożym.
Wnętrze kościoła, schludne, zadbane i nie wskazujące na to, aby zgromadzi wierni byli jakoś szczególnie dyskryminowani rzez rząd. Śnieżnobiałe, chroniące przed słońcem okiennice w kolonialnym stylu, pięknie zdobione drewniane ławki i skromny ołtarz, przy którym znajduje się duży, sięgający ponad metr krzyż.

Wchodzącego na podwyższenie księdza, witają gromkie brawa. Już po kilku wypowiedzianych przez niego słowach, zdaję sobie sprawę, iż mam do czynienia z człowiekiem silnej wiary: „Przede wszystkim chciałbym w imieniu nas wszystkich powitać nowoprzybyłych – zaczyna, a wiele głów odwraca się w moją stronę, czyniąc chwilę bardzo niezręczną - Mamy nadzieję, że nasi goście zaraz po modlitwie i błogosławieństwie, pozostaną z nami na herbacie, która będzie serwowana w hollu paryskim. Jeśli jesteście w Penang po raz pierwszy, proszę Boga o błogosławieństwo dla Was i waszych rodzin. Niech Bóg Was błogosławi przyjaciele”. Nie wiedzieć dlaczego, tych kilka zdań wypowiedzianych przez starszego księdza w okularach, wywołuje we mnie przyjacielskie emocje. Być może to wpływ ludzi z pochodzenia tak różnych, a jednak dzięki religii, tak sobie bliskich.

Liturgia mija bardzo szybko, aż do momentu kazania. Dopiero teraz uzmysławiam sobie, jak duże problemy mają chrześcijanie w Penang, a i pewnie w całym kraju. Wchodzący po schodkach na mównicę ksiądz wydaje się być strapiony. Do tej pory uśmiechnięty, przybiera nagle pozę srogiego ojca : „Przyjaciele, nie żyjemy w dobrych czas, ale tak, jak Mojżesz musimy ofiarować się Bogu!” – wykrzykuje. Wszystkie twarze wiernych, skupione i uniesione ku mównicy, zgodnie potakują. „Nasz Pan, Bóg Ojciec da nam schronienie, dlatego nie lękajcie się. On Was ochroni przed całym złem i nieszczęściem spotykającym nas na co dzień. Wiem, że być dobrym chrześcijaninem w tym kraju, naszym kraju, jest ciężko. Być chrześcijaninem w tym kraju, to znaczy pracować w boskim ministerstwie, dla samego Ojca Niebieskiego. Kilka dni temu jeden z naszych braci powiedział mi, że chce zemsty za wszystkie lata upokorzeń. Wiecie co odpowiedziałem? Wiecie?! – Po dwukrotnie zadanym pytaniu, przez kościół przebiega cichy szmer. „Powiedziałem mu: Nie masz prawa brać odwetu! Nigdy! Palą nasze kościoły i nie piszą o tym w gazetach. Biją naszych braci, a policja nam nie pomaga. Chcemy wysyłać nasze dzieci do publicznych szkół, a oni nam odmawiają. Owszem, to boli, ale bądźcie cierpliwi, a nagroda Was nie minie” – następuje chwila ciszy na zebranie myśli. Przemawiający ojciec przebiega wzrokiem notatki , po czym dodaje: „Wszystkie te upokorzenia mają swój cel. Czasami udaje się nam zwyciężać. W małych sprawach, ale za to jak bardzo ważnych. Na dowód tego chcę Wam coś pokazać” – w tym momencie z sufitu zsuwa się ekran, na którego szarym tle po chwili widać jakąś notatkę zastemplowaną w kilku miejscach. Najpewniej urzędowy dokument – „W czwartek dostałem list z ministerstwa, ale do naszego dzisiejszego spotkania nikomu o tym nie mówiłem. Właśnie dzisiaj chciałem się podzielić z Wami tą nowiną. W miesiącu maju poprosiłem ministra o pozwolenie na wydrukowanie nowych pięciu tysięcy egzemplarzy Biblii. Od tego czasu modliłem się do Boga, żeby wysłuchał moich modlitw i w końcu się udało. To jest cud kochani. Cud!” – w tym momencie wszyscy, jakby na sygnał do startu, podrywają się z miejsc i zaczynają długo klaskać. Na wyraźny znak księdza przestają i ponownie siadają na miejsca. „Mam teraz takie marzenie. Śni mi się, że każdy Chrześcijanin w Malezji ma w domu taki nowy egzemplarz Biblii” – wznosi książkę oprawioną w niebieską okładkę i odsłania pierwszą stronę do której przyklejona jest ta sama co na ekranie kartka z pieczątkami – „I powiem Wam więcej. Ja im wyślę do ministerstwa jedną taką Biblię i dołączę jedno zdanie: A teraz dajcie każdemu z nas taki egzemplarz do domu. Dajcie pozwolenia na pięć milionów! Amen”.

Z wrażenia, które wywarły na mnie słowa, tego pełnego duchowej siły człowieka, wyrwały mnie dopiero słowa religijnej pieśni:

„Would you be free from your passion and pride?
There’s power in the blood, power in the blood;
Come for a cleansing to Calvary’s tide;

There’s wonderful power in the blood
There is power,power, wonder working power
In the blood of the Lamb;
There is power, power, wonder working power
In the precious blood of the Lamb.

Bez wątpienia w tych ludziach jest siła, siła, siła tworzenia…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
michalfutyra
Michał Futyra
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 17 wpisów17 18 komentarzy18 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0